Ponad miesiąc temu na ekranach kin pojawiła się nowa animacja Disneya "Vaiana: skarb oceanu" i muszę przyznać, że jak zwykle Disney nie zawiódł. Zaraz po wyjściu z kina byłam pewna, że jeszcze przez kilka następnych dni będę wspominać ten film z uśmiechem na ustach.
Vaiana jest córką wodza na polinezyjskiej wyspie Motunui. Dziewczyna od zawsze czuła zew oceanu i chciała go odkrywać nie zgadzając się z prawem jej plemienia, które zabraniało ludności żyjącej na wyspie wypływać poza rafę. Gdy wyspa zaczyna obumierać Vaiana zaczyna rozumieć, że jedyną szansą na jej uratowanie jest podążanie za starą legendą o życiodajnym sercu bogini Te Fiti, które zostało skradzione przez półboga Maui i złamanie prawa wioski. Vaiana musi wyruszyć w drogę na nieznanych wodach.
Bardzo pozytywnie odebrałam Vaianę jako kolejną kobietę na liście księżniczek Disneya. Jest ona wiecznie uśmiechniętą osóbką, która świetnie sobie radzi w trudnych sytuacjach, a jednocześnie jest marzycielką, która potrafi dopiąć swego realizując to co sobie postawiła za cel. Nie jest to jednak jedyna postać, o której warto wspomnieć.
Maui, który towarzyszy głównej bohaterce przez prawie cały film, jest egocentrycznym półbogiem, bez którego film byłby po prostu nijaki. Jego jedynymi zmartwieniami jest jego magiczny hak oraz jego włosy i tatuaże. Pragnący uwielbienia półbóg zdradza też, że jest bardzo wrażliwą postacią i chyba nie znajdzie się nawet jeden widz, który nie odczuwałby sympatii do Mauiego.
Myślę, że na szczególną uwagę zasłużyła babcia Vaiany. To właśnie ona opowiedziała wnuczce wszystkie ludowe legendy, które kochała Vaiana. Kochająca ocean kobieta jest uważana za wariatkę lecz to ona zna wszystkie sekrety wyspy i plemienia.
"Vaiana: skarb oceanu" bardzo różni się od innych animacji Disneya ze
względu na miejsce akcji w jakim producenci ją umieścili - ocean,
zdecydowanie nieporównywalny do morskiej toni w "Małej syrence" -
wpisując się jednocześnie w stosunkowo nowy trend Disneya, który
odchodzi od konwencji miłości od pierwszego wejrzenia i księcia na
białym koniu ratującego swoją ukochaną. Film "Vaiana" udowadnia, że
Disney potrafi stworzyć film podczas, którego wątek miłosny nie jest
nawet wspomniany. Brawo!
Sama animacja jest bardzo kolorowa i zachwyca kolorami choć po Disneyu nie można się spodziewać niczego innego. Film do samego końca ogląda się z zapartym tchem
nie myśląc nawet przez chwilę o tym "Kiedy się skończy?". Gdy zobaczyłam
litery końcowe byłam wręcz zawiedziona, że to był już koniec. Od 2012
roku gdy premierę miała "Merida Waleczna" nie sądziłam, że firma
założona przez Walta Disneya zachwyci mnie tak dobrą animacją po raz
kolejny, a jednak udało im się. Jak zwykle muzyka w filmie grała bardzo dużą rolę gdyż wiele scen było śpiewanych przez Vaianę i Mauiego, a polskie interpretacje "Pół kroku stąd", "Drobnostka" oraz "Na drodze tej" są po prostu cudowne choć ścieżka dźwiękowa Vaiany nie zachwyca tak bardzo co soundtrack w hicie z 2013 roku jakim była "Kraina lodu".
Najnowszy film legendarnej wytwórni znalazł na mojej filmowej liście wysokie miejsce i wątpię aby szybo się to zmieniło. Disneyowi warto pogratulować świetnego filmu - pełnego humoru i nawiązań do mitologii hawajskiej, które są bardzo nowatorskie patrząc na pryzmat tejże wytwórni. Myślę, że film ten spodoba się zarówno młodym jak i dorosłym widzom, więc nie pozostaje mi nic innego jak zaproszenie Was na miły seans.
A Ty oglądałeś ten film? Jak Ci się podobał? Czekam na waszą opinię.
Pozdrawiam, Karolina.
Kocham animacje Disney, nawet te z nutą romantyzmu. Każda ma w nich swoje przesłanie. Co do samej Vaiany to nie miałam okazji jej jeszcze obejrzeć, ale mam nadzieje, że w najbliższym czasie to zrobię. Słyszałam o niej dużo pozytywnych opinii, a Twoja dodatkowo umocniła mnie w tym, że po prostu muszę to obejrzeć.
OdpowiedzUsuńBuziaki 😘